Szkoła luster różni się od moich poprzednich książek, tych zainspirowanych życiem Zofii Potockiej, Katarzyny Wielkiej, czy Bronisławy Niżyńskiej. Nie podążam śladami postaci historycznych, choć wiele z nich pojawia się na kartach powieści. Bohaterki Szkoły luster, Véronique i Marie-Louise, powstały w mojej wyobraźni.
A jednak tak jak w moich poprzednich powieściach, i w tej główną rolę grają kobiety silne i odważne. Piszę o nich bo takie kobiety mnie wychowały. Urodziłam się we Wrocławiu, w mieście niemieckich ruin, w trudnych, powojennych czasach. Babcia która przeżyła dwie wojny, Mama która dorastała w czasie drugiej wymagały ode mnie odwagi i wytrwałości. Nie chciały słuchać wymówek, nie pozwoliły rozczulać się nad sobą. Uczyły mnie jak gotować z niczego, przerabiać stare ubrania na nowe, szukać rozwiązań sytuacji z pozoru beznadziejnych. Nie zawsze wygrywały, ale zawsze robiły to “co w ludzkiej mocy” by żadnej szansy nie zmarnować, by żyć uczciwie i w godności.
Kiedy pisałam Szkołę luster gazety donosiły o skandalach Harveya Weinsteina i Jeffreya Epsteina, ruch #MeToo, zachęcał kobiety do dzielenia się swoimi wspomnieniami doznanej przemocy seksualnej, ceny jaką musiały za nią zapłacić, i trudnej walki o powrót do normalnego życia. W kuluarach wersalskiego pałacu i na ulicach rewolucyjnego Paryża, Véronique i Marie-Louise, walczą o tę samą wysoką stawkę, o godne, uczciwe życie dla siebie i swoich najbliższych.